Archiwum kwiecień 2004


kwi 26 2004 Pewnego dnia, na pewnej lekcji...
Komentarze: 17

Ponieważ z językiem angielskim jestem na bakier (delikatnie mówiąc) na tejże lekcji używam naszego przecudnego ojczystego języka.

Odkręcam się do kolegów z ławki za mną. Chyba musieli gadac coś o małżeństwie..

P: Ania, a ty przecież powiedziałaś, że się nie ożenisz..

Ja: Ja tak powiedziałam???!!!

P: No ty!

Ja: Ale ja ostatnio nic nie piłam!!!!

P: Ale to co.....yyyy jak to....yyy to chcesz do zakonu iść??!!!

Ja: :-O

Nauczycielka: Ania, dlaczego ty się nie możesz oderwać od tych chłopaków?!

Ja: Sorko! Niech sorka im tak nie pochlebia!

Sprostowanie:

Chodziło mi tylko o to, że kobieta w Polsce nie może się żenić, co najwyżej może wyjść za mąż. Trzeba być poprawnym gramatycznie drogi kolego.

niewidzialn-a : :
kwi 23 2004 pomilczę...
Komentarze: 22

22 lipiec

Boże zabierz mnie stąd...

Daj mi tabletkę znieczulającą ból.

Albo nie!!!

Oddaj mi Igora! Słyszysz, do cholery! Nie pozwalam Ci go wziąć do siebie!

Nie....

Jaka ja jestem głupia.

Monika dobija się do szpitalnej łazienki, w której tkwię.

Już wychodzę.

-         Zabierz mnie do siebie – to moje pierwsze słowa – nie dam rady wrócić do naszego mieszkania. Przytula mnie i ciągnie do auta.

W mieszkaniu Moniki

Leżę na podłodze. Najchętniej zażyłabym więcej tabletek na uspokojenie niż tylko jedną.

-         Gusiu wstań z podłogi.

Ja w ryk.

Gusiu, Gusiu – mamroczę pod nosem.

Igor tak zawsze zdrabniał moje imię. Tak naprawdę jestem Augusta, dla znajomych Gustą lub Gustyną. Gusią byłam tylko dla niego i ojca.

-         Pojedziesz i mnie spakujesz – to było bardziej stwierdzenie niż pytanie. Monika ubiera się, bierze ode mnie klucze, wychodzi.

Jadę do ojca – już zdecydowałam.

23 lipiec

Monika chciała mnie zawieść do Drewnowa, ale nie zgodziłam się.

Siedzę w pociągu.

Jeszcze tylko godzinka i przytulę się do ciepłego sweterka tatusia.

Jeszcze tylko godzinka.

 

Idę przez wieś. Ojciec mieszka na jej końcu, pod lasem.

Wiesci szybko się rozchodzą. Podchodzi do mnie Klauczukowa

-         Moje najszczersze kondolencje Augusto...

Kiwnęłam głową i pobiegłam ile sił w nogach.

Tylko dwa zakręty i będzie widać dom.

Nie mam już siły...

 

Tata wyszedł przed dom.

Wyciera mi łzy swoją chusteczką. Jak dobrze, że tu jestem. Nie musze mówić co się stało.

Siedzimy w jego pokoju. Wciska mi kubek malinowej herbaty – jego specjalności.

-         Nie wrócę do tego mieszkania.

Kiwa głową. Rozumie.

 

Zasnęłam. Nie wiem jak długo spałam.

Godzinę? Dwie?

Czuję, że musze wyrzucić wszystko z siebie.

Wchodzę do kuchni. Tatuś przestaje zmywać naczynia.

Zaczynam mówić pierwsza

-         Jechał samochodem. Zadzwoniłam do niego żeby szybko wrócił,  bo muszę mu coś ważnego powiedzieć. Może gdybym....

-         Gusta przestań!

-         Wiesz co chciałam mu powiedzieć? Ze jestem w ciąży. Ze noszę w sobie cząstke jego i siebie.

Płacz...

-         Tatusiu nie zdążyłam tego powiedzieć. On się nie dowiedział...

24 lipiec

Obudził mnie dźwięk telefonu i głos taty:

-         Pogrzeb w sobotę o 12. Dobrze. „.............” Jakoś będę musiał ją na to przygotować. Odkłada słuchawkę.

Nagle ktoś wchodzi do naszego domu.

-         Panie Wojtku przyjechałem.- To młody mężczyzna. Poznaje po głosie.

-         Dzień dobry Marcinie! Jak na kongresie.

Znają się i to dość dobrze, wnioskuję po rozmowie.

-         Nudy, nudy i jeszcze raz nudy. Pomyślałem sobie, ze trochę u pana odpocznę – chyba zobaczył mój płaszcz, bo dodał – oczywiści jeśli nie będę przeszkadzać

Nie podsłuchiwałam dalej.

Zmusiłam się do zjedzenia kanapki.

To dla dziecka. Ono jest teraz najważniejsze – dźwięczy mi głos w głowie.

Ubierz się. Nakazuje sama sobie.

Na czarno, na czarno- mówi mi ten sam głos.

Wchodzę do salonu.

Gość i ojciec wstają równocześnie. Zastanawiam się czy on już wie, czy ojciec mu powiedział.

Patrzę na tatę – NIE.

-         Jestem Marcin

-         Gusta – wyszeptałam

-         Miło Cię poznać Gusta . To ty jesteś tą słynną córką pana Wojtka?

-         Nie odpowiadam. Chyba myśli, ze palna gafę.

Wychodzę.

Niech tata wprowadzi go w rodzinną sytuację.

Pogrzeb w sobotę o 12 – nagle mi się przypomniało.

Mam patrzeć ja zasypują Igora ziemią.

 

Jest wieczór. Marcin został zakwaterowany w gościnnym pokoju. Dzieli nas tylko ściana. W domu robi się cichutko.

NIE MOGĘ SPAĆ. Idę do kuchni.

Wyglądam przez okno – drzewo, a na nim nasze inicjały.

Później już tylko łzy....  Chce przestać, ale nie potrafię.

W drzwiach staje Marcin. Oboje jesteśmy zmieszani.

Nie spodziewał się zastać mnie w takiej sytuacji. 

Nerwowo wycieram łzy.

On przeprasza. Chce wyjść.

Karze mu zostać.

Siada obok mnie.

Patrzy bezradnie.

Zostawiam go samego.

25 lipca

745 -  spokojnie

800 – atak histerii

900 – wyjeżdżamy

Za chwilę pogrzeb.

Podchodzi do mnie ksiądz i pyta czy chce iść do spowiedzi.

Chce.

Nie, nie chce.

Niech to już się skończy.

Jedziemy na cmentarz.

Patrzę jak zwały ziemi spadają na Igora.

NIE!!! DOŚĆ!!!!!!!!!

Uciekam z cmentarza.

Biegnę nie patrząc dokąd, połykając łzy

Wyrastają przede mną drzwi do naszego mieszkania. Nerwowo szukam klucza w torebce.

Igora zawsze denerwowało to, ze nie mogę nic w niej znaleźć.

Wtulam się  w kołdrę, która  pachnie moim mężem.

Nie zauważam, że jest już ciemno.

Ktoś próbuje przekręcić w drzwiach.

Wchodzi. To Monika, poznaje po krokach.

Zauważa mnie. Wchodzi do sypialni.

-         Pamiętasz jak się poznaliśmy z Igorem? – zadaję pytanie

-         Jasne, że tak!

-         Miał na sobie czarną koszulkę z napisem „Słucham tylko mamy”. Podszedł do mnie i spytał czy chce wziąć udział w eksperymencie.

-         A ty nie spytałaś w jakim, tylko od razu się zgodziłaś.

-         Na początku myślałam, że to żart. W końcu kto robi eksperymenty polegające na zakochaniu się w sobie.

-         A jednak! To co powiedział sprawdziło się. Po miesiącu nie widzieliście poza sobą świata.

-         Kochałam go. Nadal kocham. Będę kochać. To boli. Monika to tak strasznie boli...

-         Kiedyś przestanie kochanie. Obiecuje Ci to.

Nie uwierzyłam jej.

27 lipiec

Marcin zapukał do mojego pokoju.

-         Czasami w naszym życiu są dni o których lepiej nie pamiętać – zaczął nie pewnie – chciałabyś najchętniej umrzeć. Kochałaś go. Był twoim mężem.

-         Po co mi to mówisz?

-         Bo może chce żebyś mi zaufała.

-         Ale ja nie potrafię.

-         Spróbuj…

Zmieniam temat – zdecydowałam.

-         Jeśli będzie to chłopiec nazwę go Igor.

-         Obiecaj, że jeśli będzie to dziewczynka nazwiesz ją Zuzanna.

-         Dlaczego Zuzanna?

-         Nie pytaj tylko obiecaj.

-         Obiecuję.

Chce wyjść.

-         Marcin – zatrzymuję go – ufam ci.

1 wrzesień

Podchodzi i gładzi mój brzuch.

Dziękuję Ci Boże, że postawiłeś mi go na drodze.

Dziękuję za to, że pcha mnie do przodu.

Tylko dzięki niemu nie pogrążyłam się.

Dziękuję za to, że jest moim przyjacielem.

Dziękuje za Zuzannę, która jest we mnie.

Dzięki naszej córeczce Igor nigdy nie umrze.

On zawsze będzie żył w niej. A wraz z nim moja miłość do niego.

niewidzialn-a : :
kwi 21 2004 Właściwie to
Komentarze: 17

Myślę, że nie stało się nic.

 

"Ciągle pada! Asfalt ulic jest dziś śliski jak brzuch ryby,

Mokre niebo się opuszcza coraz niżej,

żeby przejrzeć się w marszczonej deszczem wodzie. A ja?

A ja chodzę desperacko i na przekór wszystkim moknę.

Patrzę w niebo, chwytam w usta deszczu krople.

patrzą na mnie rozpłaszczone twarze w oknie, to nic.

 

Ciągle pada! Ludzie biegną, bo się bardzo boją deszczu.

Stoją w bramie, ledwie się w tej bramie mieszcząc,

ludzie skaczą przez kałuże na swej drodze. A ja?

A ja chodzę, nie przejmując się ulewą ani spiesząc,

Czuje jak mi krople deszczu usta pieszczą,

ze złożonym parasole idę pieszo, o tak!

 

Ciągle pada! Alejkami już strumienie wody płyną,

Jakaś para się okryła peleryną,

przyglądając się jak mokną bzy w ogrodzie. A ja?

A ja chodzę w strugach wody, ale z czołem podniesionym,

Żadna siła mnie nie zmusza i nie goni,

idę niby zwiastun burzy z kwiatkiem w dłoni, o tak.

 

Ciągle pada! Nagle ogniem otworzyły się niebiosa,

Potem zaczą deszcze ulewny siec z ukosa,

liscie klonu się zatrzęsły w wielkiej trwodze. A ja?

A ja chodzę i nie straszna mi wichura ni ulewa,

Ani piorun, który trafił w piorun drzewa,

Słucham wiatru, który wciąż inaczej śpiewa (...)"

 

Ale burza wczoraj była!!! ;)

A deszcz lubię i nie tylko dlatego, że jedynie on na mnie leci.

Jest jeszcze parę innych powodów.

 

niewidzialn-a : :
kwi 17 2004 szybko, szybko!
Komentarze: 20

AAAAAAAAAAA!

Brakuje mi czasu!

Wszyscy się chyba zmówili!

Każdy coś ode mnie chce!

Nie mogę znaleźć czasu nawet na wyprasownaie sobie spodni!

Mam dość książek! A zapowada się, ze cały tydzień będę w nich siedziała!

Trochę oddechu od tej bieganiny mi potrzeba!

Ciągle: stres, stres, stres!

Chce ciepłej kąpieli z pianą!

Odliczam dni, bo tylko to mi zostało!

Mam suchą skórę ----> oliwki!!!!!!

Jak piękna wiosna do nas przyszła!

I mimo wszytsko... cieszę się.

Wariuje z przyjaciółmi.

Zjadłabym coś słodkiego..

Czekoladę truskawkową, albo

galaretki w czekoladzie, albo

toflerka.

Wiem, wiem..przecież się odchudzam.

Codziennie od jutra ;)

Stosuję dietę CUD----> to będzie CUD jak schudnę. :)

 muzycznie: Usher "Yeah" - głupieję jak to słyszę!

 

 

niewidzialn-a : :
kwi 15 2004 Po wizycie u dentysty
Komentarze: 22

"Gdybym miała powiedzieć co dziś myślę o świecie

z ręką na sercu tak szczerze

powiedziłabym, że jeszcze

jeszcze nie jest najgorzej

chociaż czasy do życia mamy podłe

 

Mimo to gdy wróżę z gwiazd wychodzi mi,

że przed nami jeszcze wiele pięknych dni.

 

Moje oczy są nadal zielone

w moim sercu wciąż kwitnie nadzieja

i pełne światła są moje dłonie

jeszcze wierzę w drugiego człowieka

 

Gdybym miała powiedzieć co mnie dziś najmocniej boli

powiedziałabym, że słowa nieczułości,

a gdy ktoś mnie spyta czego,

czego się najbardziej boję

powiem, że samotnych nocy i wojen..."

Ps1. Mam oczy brązowe. A wy?

Ps2. Mam wszytskie ząbki zdrowe i to dlatego.

niewidzialn-a : :